Schyłek sierpnia, "afrykańskie" upały są już wspomnieniem, pogoda wróciła to całkiem "holenderskiej", raczej pochmurnej, nieco deszczowej i wietrznej. A nade wszystko zmiennej :)
Koniec lata czuć wyraźnie, a wraz i z nim kres sezonu urlopowego.
Przez dwa ostatnie miesiące tematy wypoczynkowe nie ustawały. Holendrzy, w swojej życzliwości, lubią rozmawiać o spędzonym/ planowanym weekendzie, wieczorze, dniu, a w minionym okresie urlopie. To są mile, przyjemne rozmowy. Zwłaszcza to wyczekiwanie i entuzjazm i radość na twarzach wytęsknionych urlopowiczów dzielących się swoimi planami i serdecznie dopytujących o moje własne.
Dziś, podczas wpatrywania w zachmurzone niebo, znowu naszły mnie przemyślenia dotyczące mojego własnego ostatniego urlopu.
Temat, którego unikałam przez dwa miesiące, i który wracał niczym bumerang.Chciałam udawać, że mój urlop nigdy się nie wydarzył. Jednak się wydarzył i bolał. Bardzo bolał. Ten "urlop" był przełomem w moim życiu, po nim nic nie zostało takie same.
Moja pamieć, niezależnie ode mnie, przywołuje ostatnio sceny, które spędziłam z moim ex w miejscu, do którego się wybraliśmy. Widzę siebie rozpromienioną, szczęśliwa, pełna nadziei z mężczyzna pełnym niedoskonałości, którego tak kochałam. Widzę jego uśmiechniętego, z tym zawadiackim spojrzeniem, skąpanego w słońcu - w złocistym blasku jego włosy miały miedziane refleksy. Widzę pnące się bez końca schody, na które wchodziliśmy zdyszani, aby podziwiać przepiękny obraz słońca zachodzącego tuż nad powierzchnią morza. Widzę urocze knajpki, i nasze wspólne posiłki - gdziekolwiek nie byliśmy, zawsze zamawialiśmy odmienne dania, żeby podzielić się każdym z nich i skosztować jak najwięcej - bardzo lubiłam ten nasz zwyczaj. Widzę tłoczne deptaki, labirynt uliczek, a pośród nich nas zmęczonych, ale wciąż nienasyconych zwiedzaniem, oglądaniem, eksplorowaniem.
Przypominam sobie tygodnie wcześniej, kiedy pijąc wino i słuchając muzyki planowaliśmy wyjazd i oznaczaliśmy na mapie miejsca, które chcemy odwiedzić.
To było moje marzenie od wielu lat - pojechać tam.
Gdybym tylko wiedziała, ze jego plan na dalsza część urlopu to odebranie mi mojej miłości, wspomnień, części mnie samej.... On wiedział jak ważne było to dla mnie miejsce, jak ważny był czas z nim! Jak bardzo tego pragnęłam, a mimo wszystko, mimo swoich rozstaniowych planów, zdecydował się ze mnę... UDAWAĆ...
Wszystko co ja widziałam i widzę nadal przed oczami to ułuda, w którą ja mu uwierzyłam.
Każde wspomnienie, które mimo iż wiem, że jest tylko fikcją - moim wyobrażeniem, wywołuję tęsknotę i to dziwne ukłucie w sercu.
Tak niedawno a zarazem wieki temu. A moje myśli wciąż niepokornie uciekają w tamtym kierunku..
Jak nigdy ciesze się, z nadejścia jesieni. Już nikt nie pyta o urlop...
Tylko ja jeszcze pytam czemu stworzyłeś ze mną kolejne wspomnienia, skoro wiedziałeś, że mi je odbierzesz i zniszczysz tak jak moją miłość?
M.